‹ Poprzedni wpis Wróć do listy wpisów Następny wpis ›

Sukces

kwiecień 2009
Sukces, kwiecień 2009

 

Podstawą przemiany była specjalnie dobrana dieta. Indywidualne menu przygotowała dietetyczka Alicja Kalińska. – Najpierw musiałem zdjąć ubranie, a później stanąć na maszynie przypominającej skuter z kierownicą – wspomina Robert Sowa. – Okazało się, że mam za dużo wody w organizmie. Dlatego puchnę i czasem wyglądam na większego, niż jestem. Zakazała mi więc pić kawę przez pierwsze dwa tygodnie. Musiałem odstawić wszystkie dopalacze, czyli napoje energetyczne, bo nie dość, że są kaloryczne, to jeszcze niezdrowe.
Zgodnie z założeniami Centrum Dietetycznego SetPoint dieta to nie tylko sposób na pozbycie się zbędnych kilogramów, to raczej sposób życia. Dlatego specjaliści tak bardo dbają o atrakcyjność potraw, by nie zabrakło w nich smaków i zapachów. – Gdybym rano jadł chrupką kanapkę, popijał wodą, na obiad gotowaną rybę i dwa liście sałaty, a na kolację muesli, to po miesiącu w kuchni byłby siwy dym i czarne chmury. Zjadłbym wszystko, co napotkam na drodze. W mojej diecie nie brakuje w zasadzie niczego – mówi Sowa.
W jego menu znalazły się takie specjały, jak dorsz z sosem kokosowym i bazylią, cielęcina z ziołami i kurkami, cukinia zapiekana z mozzarellą, prowansalskie ratatouille z kurczakiem, wątróbka duszona z cukinią. Poza tym wiele sałatek, w tym rukola z serem pleśniowym, indyjska sałatka z warzyw, sałata lodowa z grillowanym oscypkiem. – Nie byłem przekonany do ryby w cynamonie, mocnych przypraw korzennych zwykle używam do mięsa, ale okazuje się, że w połączeniu z rybą też są znośne. Wyeliminowałem węglowodany. Nie jadam frytek, makaronów, ziemniaków. Na śniadanie jogurt lub coś  mlecznego, na kolację jedną kanapkę z sałatką. Najbardziej brakuje mi piwa. Po powrocie z pracy lubiłem obejrzeć „Wiadomości” przy dużym piwie z sokiem malinowym. Pochodzę z Galicji, więc jestem przyzwyczajony do mięsa panierowanego i to też musiałem zmienić. Raz na dwa tygodnie mogę zjeść „oszukanego schabowego” z kurczaka.

Najtrudniejszym momentem dla Roberta były tradycyjne ostatki, czyli tłusty czwartek. – Pech chciał, że w tym dniu nagrywałem dwa programy radiowe i jeden telewizyjny. Naturalnie tematem przewodnim był tłusty czwartek. Złamałem się, zjadłem dwa pączki i pół paczki faworków. Żeby uciszyć sumienie, wykluczyłem śniadanie, skasowałem kolację, na obiad zjadłem tylko zupę. Tego dnia stworzyłem własne, świąteczne menu. Nie przyznałem się pani dietetyk, ani trenerowi. I tak byłem grzeczny, normalnie zjadłbym tych pączków z sześć.

Dieta była uzupełniana zajęciami w klubie fitness. Tomasz Paterek, dyrektor Global Fitness, tak przygotował zestaw ćwiczeń, by uwzględniały możliwości fizyczne Roberta i jego problemy z kręgosłupem. Sowa zaglądał do klubu trzy razy w tygodniu. Przyznaje, że wcześniej nie bywał w siłowni, nie uprawiał sportu, dlatego pierwsza wizyta została okupiona bólem. – Gdy obudziłem się następnego dnia, czułem  każdy mięsień w barkach i mięśnie nóg. Za to pojawiła się lekkość w okolicach kręgosłupa. Najbardziej podoba mi się bieżnia. Mam wrażenie, że wtedy najszybciej tracę kalorie. Po 30 minutach intensywnego chodu mam zajęcia na kolejnych sześciu przyrządach. Skupiłem się na wzmacnianiu mięśni brzucha i kręgosłupa. Na koniec sucha sauna. Myślę, że mimo zakończenia kuracji odchudzającej wciąż będę uprawiał fitness, bo oprócz zdrowotnego efektu ma jeszcze jedną zaletę: gdy w drodze do domu mam stać w korkach, wolę w tym czasie podjechać do klubu i wracać później, kiedy na drogach jest już luźniej.

Istotnym etapem zmiany były zabiegi kosmetyczne. – Pani Agnieszka Sura z Centrum Medycznego Boston Clinic wytłumaczyła mi, że z biegiem czasu cera robi się różnobarwna. Dlatego zastosowała u mnie zabieg laserem IPL, który usunął mi przebarwienia i zamknął naczynia. Natomiast dzięki zabiegowi thermage mam znacznie mniejsze zmarszczki wokół oczu i ust. Ponieważ spadła mi waga, w okolicach szyi zaczął mi się robić woreczek jak u tukana. Aby to zniwelować, pani doktor wykonała zabieg lipolizy. Była to mocna kosmetyka twarzy z wykorzystaniem najnowszych urządzeń.

Ostatnim etapem przemiany była praca nad uśmiechem. Agnieszka Sicińska, dyrektor Centrum Stomatologicznego Eurodental, zaproponowała wybielanie zębów laserem. – W trakcie zabiegu zasnąłem na fotelu, obudziłem się, a wybielanie wciąż trwało. Na początku myślałem, że to potrwa parę minut i gotowe. Tymczasem pani w okularach smaruje zęby jakimś żelem i naświetla, smaruje i naświetla, i tak godzinę. Gdy tylko zszedłem z fotela, pobiegłem do lustra uśmiechnąć się do siebie. Drugi etap na szczęście był nieco krótszy. – Wybielanie oznaczało dla Roberta kolejny zakaz żywieniowy. Przez siedem dni nie mógł pić kawy, mocnej herbaty, czerwonego wina, soku porzeczkowego, niczego, co mogłoby zabarwić szkliwo.

Wyzwanie, z którym zmierzył się szef kuchni warszawskiego hotelu Jan III Sobieski, z pewnością nie było łatwe. – Po pierwszych dwóch tygodniach mojej metamorfozy byłem bardzo zadowolony, chudłem bardzo szybko. Później zaczęły się schody. Przez kolejne pół miesiąca zrzuciłem znacznie mniej wagi. W trakcie kuracji nauczyłem się, że nie muszę opustoszyć lodówki o 11 w nocy. Teraz, gdy wracam późno, zjadam sałatkę. Idę spać lekki, wstaję lekki, jem śniadanie ze smakiem. Przecież jutro też jest dzień – cieszy się Robert Sowa.

W sumie schudł osiem kilogramów. Jednak większym sukcesem jest to, że zmienił swój styl życia. – Najważniejsze, że sam ze sobą czuję się lepiej. Chętniej patrzę w lustro, chętniej się uśmiecham. Czuję się winny wobec mojego organizmu, bo przez lata lekceważyłem go, nie dbałem o niego tak, jak o moich gości – mówi. – Zadziwiałem podniebienia wielu ludzi, ale nie swoje. Teraz już wiem, że powinniśmy szanować samych siebie. Po 20 latach zawodowej karuzeli zwolniłem tempo w trosce o własne zdrowie. Największą frajdę mam wtedy, gdy zapinam spodnie i czuję luz. W trakcie jednej z podróży zobaczyłem przepiękne dżinsy. Tak mi się podobały, że kupiłem ostatnią parę, mimo że były za małe. Sukcesem jest to, że teraz zmieściłem się w nie i nawet zapiąłem guzik. Jednego dnia nagrywałem reklamę i poproszono mnie, abym założył gładką marynarkę kucharską. Pasowała na mnie ta, którą dostałem od przyjaciół trzy lata temu, a w ubiegłym roku nie wchodziłem w nią nawet na wdechu. Zapiąłem się i mogłem gotować.

Robert przyznaje, że jak każdy mężczyzna, jest odrobinę próżny, zatem najlepszym motorem do zmian są dla niego komplementy. – Gdy po powrocie z urlopu przyjechałem do „Dzień Dobry TVN” usłyszałem od kamerzystów: „Robert schudłeś! Lepiej prezentujesz się w kamerze. Tak trzymaj”. Na pewno nie będę szczupłym facetem. Zabiegałem o wewnętrzną lekkość i lepszą prezencję. No i się udało.

Tekst: Magdalena Radomska