‹ Poprzedni wpis Wróć do listy wpisów Następny wpis ›

Pani

styczeń 2011
Pani, styczeń 2011

 

(...) Robert Sowa co niedzielę w porannym „Dzień Dobry TVN" przyrządza smakołyki z gwiazdami. W rozmowie jest ujmujący, dowcipny, barwnie opowiada. Zaprasza mnie na kawę do jego ulubionej kawiarni Illy, gdzie można też kupić włoskie makarony, ciasteczka, świąteczną babkę Panettone. - Kiedy na początku lat 90. zaczynałem pracę w hotelu Sobieski w Warszawie Polacy znali zagraniczne dania głównie z wietnamskich budek które powstawały na każdym rogu - wspomina. - Dziś inaczej jadają, jeżdżą po świecie. Zamiast chińskich pamiątek przywożą oryginalne produkty: regionalne sery, wędliny, wina. Gotowanie  zmienia ludzi na lepsze, nie tylko wpływa na gust kulinarny, ale i na zdrowie. Wiemy, że należy stosować oliwę z oliwek extra vergine, smażyć na oleju rzepakowym, trzy razy w tygodniu spożywać ryby, nie bać się owoców morza. Zwracamy uwagę, aby jeść mniej i częściej przy ładnie udekorowanym stole. Na całym świecie kuchnia jest na topie i u nas również panuje moda na przywracanie tradycji kulinarnych,
produkty ekologiczne, slow food. Szukamy wyrafinowanych smaków; chodzimy do restauracji, próbujemy porównujemy.

Sowa był ostatnio u swojego znajomego, aby wspólnie z gośćmi przygotować kolację dla sześciu osób. Produkty pochodziły z całego świata: wołowina i sery z Hiszpanii, trufle z Francji. - Prawdziwy odjazd, a zabawa była znakomita i wyrafinowana. Brillat-Savarin pisał o takich ucztach: ,.W istocie po dobrym posiłku ciało i dusza zaznają szczególnej błogości. W sensie fizycznym mózg się odświeża, twarz rozkwita, barw jej przybywa, oko błyszczy (...).

"Rzeczy, które pieściły smak"
We Francji czy Włoszech gotowanie jest sztuką, u nas też powoli zaczyna być doceniane. Robert Sowa cieszy się, że coraz więcej ludzi pozwala sobie na kulinarne szaleństwa. - W mieszkaniach modnie jest łączyć kuchnię z salonem, tak aby stanowiły jego serce i duszę - mówi.

- W moim rodzinnym domu też było to najważniejsze miejsce. Wychował się w Krakowie. Pamięta dużą ciepłą kuchnię, w której rządziła mama. Przy stole siedziały sąsiadki, na kuchence bulgotał rosół. Ojciec też gotował, był mistrzem bigosu. - Moje smaki dzieciństwa to móżdżek cielęcy z jajkami, podroby, domowy pasztet - opowiada. — Najmilsze wspomnienia: święta u dziadków pod Wadowicami. Śnieg skrzypi pod nogami, w domu na kuchni kaflowej smaży się karp. Babcia układa go na ćwiartkach ziemniaków i wstawia do piekarnika. Pachnie zupą grzybową, kompotem z suszu. Takie zwyczaje Sowa przenosi do swojego domu pod Warszawą. Tradycję pielęgnuje z żoną Moniką, teściami i córką. Magda ma 14 lat, ale już uwielbia gotować (...)

(...) - Od lat marzyłem, żeby kucharze byli postrzegani jako kreatorzy, artyści, mistrzowie - mówi Robert Sowa. - Nie oszukujmy się, dawniej skojarzenie było takie: grubas, pijak i złodziej. Na szczęście tamta epoka już daleko za nami.

Robert Sowa lubi tzw. cross cooking, czyli łączenie tradycyjnej kuchni polskiej z azjatycką i europejską. Bawi się w zapożyczanie smaków, nie boi dziwnych zestawień, miesza składniki, podobnie jak artysta farby na płótnie. - Do tego potrzebne są odwaga i nutka szaleństwa, inaczej kucharze nie stworzyliby nic nowego - podkreśla.