‹ Poprzedni wpis Wróć do listy wpisów Następny wpis ›

Party

listopad 2010

 

Pamięta Pan, kiedy zdecydował się, że zostanie kucharzem?
- Jasne! To było jeszcze w podstawówce. Moja mama prowadziła pracownię krawiecką. Na kuchennym stole obok wykrojów z „Burdy" leżały
przepisy. Gdy mama szyła, pomagałem jej w gotowaniu. Byłem dumny, że mogę sam tworzyć fantastyczne kompozycje na talerzu, łączyć smaki.
Jako 13-latek zdecydowałem, pomimo drwin kolegów, że pójdę do szkoły gastronomicznej. A wtedy zawód kucharza nie cieszył się  popularnością.

Wtedy dominował pogląd, że kuchnia to miejsce wyłącznie dla kobiet!
- I ja postanowiłem przełamać ten stereotyp! W moim domu kuchnia jest moim królestwem. Często bywa tak, że nagle pojawia mi się w głowie
pewien smak i muszę go natychmiast wypróbować. Wpadam wtedy z moją 14-letnią córką Madzią do kuchni i szalejemy. To, co powstaje, zawsze jest recenzowane przez moją żonę Monikę i jej rodziców, bo mieszkamy razem.

Czy dania z żurawiną amerykańską, które zaproponował Pan czytelniczkom „Party", posmakowały też Pana bliskim?
Smak żurawiny doceniliśmy już kilka lat temu. W naszym domu pojawia się ona pod różną postacią - świeżych lub suszonych owoców,
soków czy nektarów. Jest pyszna i zdrowa - ma dużo witamin, wzmacnia odporność i zapobiega infekcjom dróg moczowych.

Podobno żurawina jest też ulubioną przekąską Pana córki Magdy?
- Gdy Madzia była mała, uwielbiała słodycze. Razem z żoną długo szukaliśmy sposobu, jak z jej pożywienia wyeliminować cukier. I zaczęliśmy jej dawać do pogryzania właśnie żurawinę amerykańską. Udało się, bo owoce bardzo jej posmakowały i tak jest do dziś. Madzia, tak jak ja, kocha kulinarne eksperymenty. Razem przyrządzamy m.in. znakomitego indyka. Jeśli dodamy do niego gruszki i żurawinę, jest naprawdę palce lizać!

Jak relaksuje się Pan po całym dniu spędzonym w kuchni?
- Wieczorem z lampką wina w dłoni siadam w mojej biblioteczce na strychu i czytam... stare przepisy! To znakomite źródło inspiracji.