Wróć do listy wpisów Następny wpis ›

Moja przygoda z piłką nożną i polską reprezentacją

Wszystko zaczęło się oczywiście, kiedy byłem dzieckiem. Grałem na podwórkowym boisku z innymi, takimi jak ja – skrycie marząc, by zagrać w drużynie narodowej. No cóż, nie udało się. Ale dostałem od losu inny prezent… Byłem w reprezentacji!

SowaEngel Sowaboisko

Co prawda nie strzeliłem żadnego gola, ale wszystkim wyszło to na zdrowie. W roku 1998 zostałem mianowany Kucharzem Reprezentacji Polski w Piłce Nożnej i pełniłem tę funkcję przez siedem lat, również podczas Mistrzostw Świata w Korei w 2002 roku. Z przyjemnością karmiłem naszych biało-czerwonych i spełniałem ich kulinarne zachcianki. Sportowcy naprawdę bardzo ciężko pracują, a ich dobre samopoczucie w dużej mierze zależy od tego, co jedzą. Dieta, jak wiadomo, to podstawowy czynnik wpływający na kondycję i zdrowie. Ale nie myślcie Państwo, że jak nasi przegrywają mecze, to zupa była za słona… Równie ważne są oczywiście treningi i umiejętności techniczne, ale bez dostarczenia organizmowi stosownych składników odżywczych, chłopcy po prostu nie mieliby siły na doskonalenie formy.

Sowaboisko2JanasSowa

Te lata były dla mnie na pewno wspaniałym doświadczeniem, również kulinarnym. Podczas mistrzostw w Korei miałem okazję zobaczyć, jak pracują tamtejsi kucharze. Początkowo byłem zszokowany stylem ich pracy, a głównie tym, że zamiast noży używają w kuchni tasaków i nożyczek. Ale nie da się jednak ukryć, że tymi tasakami wyczyniają cuda. Kapusta podrzucona do góry spada już pokrojona! Kolejny wstrząs spowodowany był widokiem garnka, w którym gotowały się psy. Ale dopełnieniem całości okazała się kulinarna niespodzianka, którą zgotowali mi koreańscy kucharze. Jeden z nich tajemniczo podniósł pokrywkę i wówczas moim oczom ukazało się to „coś”, co przypominało rozgotowaną dżdżownicę wielkości naszej parówki, miało dzióbek i wystające oczy! Koreańczycy uważali, że dają mi coś pysznego, największy rarytas świata. A ja nawet nie zapamiętałem smaku tego robaka. Tak strasznie się denerwowałem, żeby go zjeść i nie sprawić im przykrości, że chyba zablokowały mi się kubki smakowe. Ale widok gotującego się koreańskiego przysmaku na zawsze pozostanie mi w pamięci.

BoniekSowa

Wracając do współpracy z reprezentacją muszę przyznać, że to była naprawdę wspaniała przygoda i bardzo chciałbym móc jeszcze kiedyś doświadczyć podobnych wrażeń. Dla mnie największym sukcesem było to, że dania przygotowywane zgodnie ze wskazówkami dietetyków, trenerów i lekarzy na podstawie naprawdę ścisłych wytycznych, bardzo chłopakom smakowały. Zawsze też starałem się po meczach przygotować piłkarzom kulinarną niespodziankę, gotując im ich ulubione dania.

Oto jak wspominają mnie i moją kuchnię trenerzy i piłkarze, z którymi miałem okazję współpracować…

Janusz Wójcik, były selekcjoner reprezentacji Polski

Zaczęło się od tego, ze wybraliśmy hotel Sobieski jako bazę reprezentacji podczas zgrupowań organizowanych w Warszawie. Robert interesował się drużyną i szybko zaprzyjaźnił się z kilkoma piłkarzami. Dogadzał im, jak tylko mógł, spełniał najróżniejsze zachcianki.

Zaproponowałem, aby dołączył do naszej ekipy na stałe. Czy warto było zatrudnić przy kadrze zawodowego kucharza? Warto. Kiedy reprezentacja rozgrywała ważne spotkania w krajach takich jak Anglia, nie było żadnego problemu z odpowiednim wyborem menu. Ale gdy jesienią 1998 roku mieliśmy lecieć do Burgas, poprosiłem Roberta o pomoc. Na miejscu wszystko poustawiał, mówił bułgarskim kucharzom, co mają robić, a ci go słuchali z otwartymi ustami. Nasza współpraca zaczęła się dobrze, bo od dobrego wyniku (Polacy wygrali 3:0) i później już tak było zawsze. Najbardziej lubiłem przyrządzane przez niego spaghetti i potrawy z ryb. Robert robił także świetne śliwki na gorąco z lodami – ulubiony deser kilku piłkarzy.

Jerzy Engel, były selekcjoner polskiej reprezentacji

Robert Sowa był kucharzem reprezentacji już wcześniej, zanim objąłem stanowisko selekcjonera. Po moim poprzedniku odziedziczyłem zespół świetnych fachowców – masażystów, dyrektora technicznego, a także kucharza. Dlatego nie widziałem potrzeby dokonywania zmian. Robert zawsze dokładnie wiedział, co ma robić i świetnie się ze swojej roli wywiązywał. Do każdego wyjazdu był bardzo dobrze przygotowany. Do operacji „Mundial w Korei” również. Chociaż akurat w tym przypadku trochę przeliczył się z ilością produktów, które zabrał z Polski. Ale nie tylko on, również my wszyscy spodziewaliśmy się, że zostaniemy tam dłużej, nie tylko na trzy mecze grupowe. Trudno, nie udało się. Przez nas Robert musiał sporą część zapasów zostawić na miejscu. Do dzisiaj utrzymujemy bliski, serdeczny kontakt. Niemal wszyscy, którzy byli wówczas w kadrze, bardzo się ze sobą zżyli. Można powiedzieć, że wygrane eliminacje do mistrzostw świata oraz sam Mundial mocno nas ze sobą związały. Nawet jeśli wszystko inne przeminęło – przyjaźń pozostała...

Zbigniew Boniek, były selekcjoner reprezentacji Polski

Robert Sowa miał trudne zadanie, ponieważ jedzenie przeznaczone dla wyczynowych sportowców zdecydowanie różni się od potraw serwowanych przeciętnemu klientowi markowej restauracji. Robert potrafił jednak liczyć kalorie i dbać, aby posiłek nie był za ostry lub zbyt ciężki. Spełniał wszystkie nasze prośby. A po meczu mógł już przygotowywać swoje kulinarne specjały, które cieszyły się wśród piłkarzy olbrzymim powodzeniem. Mieszkam we Włoszech, gdzie od ponad 25 lat z piłkarską reprezentacją stale współpracuje ten sam kucharz, i nadal nie wiem, jak się nazywa. Tymczasem Roberta znają w naszym środowisku niemal wszyscy.

Jacek Bąk, były kapitan reprezentacji

Z Robertem zaprzyjaźniłem się za kadencji trenera Wójcika. Od początku wszyscy czuliśmy do niego wielką sympatię, ponieważ na każdym kroku starał się nam pomóc. Czasem dzwoniliśmy do niego nawet późnym wieczorem, z prośbą, aby coś specjalnego przygotował. Robert nigdy nie odmówił. To bardzo miły facet. Rozmawiałem z nim nie tylko o piłce, ale nawet o zupełnie osobistych sprawach. Momentami było poważnie, ale również często – bardzo śmiesznie. Najbardziej lubiłem, gdy serwował mi lody oraz różnego rodzaju desery. Zmartwiłem się, gdy dwa lata temu przestał współpracować z kadrą, a ucieszyłem się, gdy pod koniec maja do niej wrócił. Nie ulega wątpliwości, że jest wszystkim bardzo potrzebny. Samochód nie pojedzie, jeśli nie ma benzyny, tak samo my nie zagramy dobrego meczu, jeśli się nas wcześniej dobrze nie nakarmi...

Jerzy Dudek, bramkarz

Menu sportowców zasadniczo się nie różni - jest tak samo w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii. Inny jest tylko sposób przyrządzania poszczególnych potraw. Makaron Roberta i angielskiego kucharza różnią się zdecydowanie. Co tu dużo mówić, na Wyspach zupełnie nie potrafią tego robić! A dla mnie akurat ma to znaczenie, bo właśnie makaron jem codziennie. Robert radzi sobie z tym doskonale. I nie tylko z tym. Pochodzę ze Śląska, i nie ukrywam, że uwielbiam roladę z kluseczkami i modrą kapustą. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że obowiązuje mnie dieta i nie mogę jeść takich potraw zbyt często. W reprezentacji zdarzało się jednak, że po sobotnim meczu, na niedzielnym obiedzie mogliśmy sobie trochę pofolgować…

Piotr Świerczewski, były kapitan reprezentacji

Roberta poznałem podczas zgrupowania kadry w „Sobieskim” i od razu okazało się, że nadajemy na tych samych falach i mamy podobne upodobania kulinarne. Najczęściej rozprawialiśmy o winach. Mieszkając i grając przez dziesięć lat we Francji stałem się zwolennikiem kuchni śródziemnomorskiej i prawdziwym koneserem win. Często przywoziłem Robertowi ciekawe gatunki czerwonych win, które później wspólnie degustowaliśmy. Jako kucharz reprezentacji sprawdził się znakomicie. Kiedyś zaprosił mnie do hotelu „Klimczok” w Szczyrku na mistrzostwa Polski kucharzy, gdzie miałem nawet przyjemność zasiąść w jury. Poznałem tam całą śmietankę najlepszych specjalistów… Najbardziej smakują mi przyrządzone przez Roberta ryby. Kiedyś na Wigilię zrobił nam wspaniałego karpia.

Maciej Żurawski, były napastnik reprezentacji

Robert to bardzo, bardzo, bardzo miły człowiek. Znamy się jeszcze z czasów, gdy trenerem reprezentacji był Jerzy Engel. Do dziś utrzymujemy kontakt, czasem do siebie dzwonimy. To nie tylko świetny kucharz (zdecydowanie najlepszy, jakiego znam), ale również wielki pasjonat piłki nożnej. Potrafi rozmawiać z nami o tym godzinami. W sumie mocno zaprzyjaźnił się z kilkoma chłopakami. Przede wszystkim robi wspaniale desery! Uważam, że zatrudnienie stałego kucharza przy reprezentacji Polski było pomysłem nowatorskim, ale słusznym. Dzięki temu przez ostatnich kilka lat, podczas zagranicznych wyjazdów na mecze lub turnieje, udało się uniknąć przykrych niespodzianek. Robert zawsze potrafił dobrać właściwe menu.

Mirosław Szymkowiak, ówczesny lider polskiej reprezentacji

Roberta poznałem dzięki grze w reprezentacji Polski i od razu go polubiłem. Nigdy nie wywyższał się, ani nie wymądrzał, chociaż od wielu lat jest szefem kuchni w jednym z największych warszawskich hoteli. To zupełnie normalny, sympatyczny człowiek, z którym można pogadać na każdy temat. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że u Sowy jadłem najlepsze dania w swoim życiu. Nazw niektórych potraw nawet nie potrafię wymienić, na pewno robi znakomite spaghetti bolognaise - Robert przyrządzał mi zawsze wszystko to, co chciałem.

Tomasz Kłos, były obrońca reprezentacji

Roberta znam od samego początku jego obecności w kadrze, jeszcze z czasów, gdy selekcjonerem był Janusz Wójcik. To nie tylko wspaniały kolega, ale – przede wszystkim – prawdziwy mistrz w swoim fachu. Zawsze imponował nam tym, że zna wszystkie zachcianki każdego piłkarza z osobna. Podczas zgrupowań kadry nigdy nie trzeba było mu niczego przypominać. Zawsze wiedział, co danemu zawodnikowi smakuje najbardziej – jakie lubi zupy, potrawy i desery. Ja nie jestem specjalnie wybredny. Zawsze z apetytem zjadam wszystko, co mi Robert przygotuje. Moim najbardziej ulubionym daniem jest kapusta z pieczonymi żeberkami. Naprawdę znakomita!